wtorek, 20 grudnia 2011

Balkan memories, part 1: Montenegro/Crna Hora

W oczekiwaniu na śnieg przypomniałem sobie o lecie. Zakopane na dysku czekały pół roku na swoje 5 minut - fotki z Chorwacji i okolic. Odsłona pierwsza: minitrip do Czarnogóry, w przerwie dwutygodniowej szkoły letniej w Dubrowniku.

Czarnogóra to jeden z najmłodszych krajów Europy, chociaż ma długą historię państwowości. Kiedyś po prostu część Serbii, oddzieliła się po podboju kraju przez Imperium Osmańskie, które nie było w stanie przejąć całkowitej kontroli nad górskim obszarem zamieszkałym przez wojownicze klany. Z biegiem czasu zjednoczyła się z dawną ojczyzną, po to by definitywnie rozstać się z Belgradem. Przynajmniej na razie. To kraj zamieszkały przez dumnych ludzi i pełen kontrastów - nie przyjął się tu serbski dinar, najpierw stosowano markę niemiecką, a potem, naturalną koleją rzeczy, zamieniono ją na euro, oczywiście bez porozumienia z odpowiednimi instytucjami. Największy szpan to nazwać swój hotel EWROPA, ale najlepszymi klientami będą w nim Rosjanie. Jeśli nie znasz języka lokalnego ani rosyjskiego, a nie odpowiada ci pansłowiański wzbogacony energiczną gestykulacją, najprędzej dogadasz się po niemiecku. Czarnogóra ma jeden z najwyższych w Europie odsetek obywateli przebywających na emigracji zarobkowej, z pośród których najwięcej wybrało na nowy dom właśnie kraj Goethego, Helmuta Kohla i Miroslava Klosego. Zapraszam na kilka zdjęć z bardzo krótkiego pobytu w tym pięknym miejscu.


Książeczki do nabożeństwa (?) za oknem plebanii przy serbskiej cerkwi w Kotorze (i facebookowy profile picture tego bloga).


Boka Kotorska, czyli zatoka nad którą leży miasto, słusznie lub nie nazywana przez miejscowych jedynym fiordem Europy na południe od Norwegii. Tu malowniczy punkt widokowy przed wjazdem do Kotoru oraz miejsce dystrybucji niezbędnych pamiątek z Czarnogóry, sprzedawanych tak z takim samym sukcesem o każdej porze roku. 


Nie mogłem się zdecydować, wrzuciłem dwa.


Kotor.


Flagi Serbii i Czarnogóry na jednym z placów. Serbska cerkiew w Kotorze jest ośrodkiem życia tej części ludności która deklaruje przywiązanie do państwa serbskiego lub do idei jedności Serbów i Czarnogórców (32% ludności kraju). Rzeczywiście, większość tych ostatnich (43%) zgadza się, że są "szczepem" Serbów, ale oprócz tego, że "nigdy nie dali się podbić Turkom" odróżnia ich od kuzynów dialekt, a może też mniejsze uwikłanie we współczesne konflikty zbrojne. 

Jedziemy dalej.



Forsowna tresura.



Miasto leży na wąskim skrawku wybrzeża wciśniętym między zatokę i góry, więc w ciągu stuleci wspięło się całkiem wysoko. Góruje nad nim kościół i stara twierdza.




Nieśmiertelny wóz na drodze do Budvy, centrum rosyjskojęzycznej turystyki. Miasto, podobnie jak Kotor, należało kiedyś do Wenecji (która władała też niedalekim Dubrownikiem), co do dziś widać po jej zabudowie. W przeciwieństwie do Kotoru jest to jednak głównie lokalizacja wypoczynkowa, ustępująca mu pod względem wartości historycznej.


W Czarnogórze współegzystują ze sobą wpływy Wschodu i Zachodu - cyrlica i alfabet łaciński służą do odmiennych celów.

* * *

To wszystko jeśli idzie o dogrzewanie się w oczekiwaniu na świąteczny nastrój. Jeśli w końcu zrobi się biało, nie zapomnijcie sprawdzić kolejnych odgrzewanych relacji z bałkańskiego lata.

End of part 1.



sobota, 17 grudnia 2011

Cergy: socjalizm z ludzką twarzą

Wspominałem, że nowoczesne Cergy, gdzie mieszkam, ma też bardziej zielone oblicze. Składa się na nie głównie bardzo duży i zielony park, wyposażony w jezioro przystosowane do uprawiania sportów wodnych (wszystkich, poza pływaniem). Znajduje się tutaj także coś w rodzaju starówki - Cergy Village, czyli wieś, stanowiąca relikt czasów sprzed zbudowania w okolicy nowej aglomeracji. Mówiąc najprościej, mieszkańcom tej spokojnej wiochy, znanej z tego że zamożni burżuje z Paryża budowali to gdzieniegdzie swoje letnie domy, a impresjonistom zdarzało się chlapnąć w okolicy jakieś dziełko, zbudowano pod bokiem betonową dżunglę i zapewniono stały dopływ nowych sąsiadów. Godny podziwu jest w tym kontekście ich upór, bo nadal mieszkają w wiosce, jak gdyby nigdy nic wywieszając 11 listopada flagi na pomniku poległych w Wielkiej Wojnie, i grzebiąc (nieraz z finezją, o czym niżej) swoich zmarłych na cmentarzu znajdującym się na granicy blokowiska.


Opuszczamy strefę betonu: przygotujcie się na uderzenie powietrza o zwiększonej zawartości tlenu.


Jak na zawołanie zaczyna się niedzielna idylla.


Dzieci wesoło biegają po asfaltowym boisku.


Drzewo graniczne, za nim mur cmentarny.


Jesteśmy już w starej Francji.


Ten pan jest mort pour la France. Zarówno porcelanowy krzyżyk jak i metalowa tabliczka wydają się leżeć tam nieprzytwierdzone od wielu lat.


Nagrobek niewątpliwie wart fotografii. 


Cmentarz znajduje się na wzgórzu oferującym panoramę pobliskiego osiedla. Smugi po odrzutowcach przypominają o bliskości Paryża - jest on położony dokładnie na wprost, a razem z nim lotniska Charles de Gaulle i Orly.


Psów wprowadzać nie wolno. W tle obelisk ku czci poległym. Flagi wywieszone - jest długi weekend z okazji zakończenia I Wojny Światowej.


Ratusz w stylu ładnym.


Typowa francuska wiocha z kolejnym pomnikiem na samym środku. Obok kościół (msza co drugi tydzień o 9 rano w niedzielę), a wszystko jakieś 2km od tętniącego życiem Grand Centre..


Modernizacja i budowa nowego miasta przyniosła też pewne niekwestionowane pozytywy - jak ten port jachtowy na rzece Oise (czyt. Ułaz). Wszystkie te budynki to dzieło ostatnich 20-kilku lat, w co, mając w pamięci architekturę centrum, trudno uwierzyć. Poza jachtami są kafejki i restauracje.


Jola & Marian. Na moście do miejskiego parku.



Łabądzie, a daleko w tle kolejny przykład francuskiej architektury totalitarnej - Axe Majeur, co można przetłumaczyć jako Główna Oś. Główność polega na tym, że stanowi ona dopełnienie najbardziej znanej francuskiej osi, tj. osi Luwr-Łuk Triumfalny-Grand Arche (kwadratowy łuk w La Defense). Cergy jest położone dokładnie na przedłużeniu tej historycznej linii. Axe Majeur powróci na pewno w innym poście.

Tymczasem w parku..




Tak prezentuje się "ludzka twarz" francuskiego city planningu. Sama w sobie jest, owszem, bardzo przyjemna, jednak mam pewne wątpliwości czy istnienie tej części miasta robi jego mieszkańcom tak wielką różnicę - pomimo iż park nie jest pusty, ludzi nie ma nim tylu, ilu można by oczekiwać. Poza tym - być może ze względu na przepisy lokalnego prawa pracy (35 godzin pracy w tygodniu i ani kwadransa więcej!) - wszystkie budki, punkty usługowe i restauracja były zamknięte, pomimo pięknej pogody i długiego weekendu, co doprowadziło mnie do wniosku o niskim poziomie przedsiębiorczości okolicznych mieszkańców. I chociaż lubię to miejsce, to nadal mam wrażenie, że, jak wszystko tutaj, zbudowali je jacyś "mędrcy" "dla ludu" - a lud niekoniecznie poddaje się w 100% ich kalkulacjom.Cerg

Na razie wystarczy tej Francji - w planach wydawniczych na najbliższe dni znajduje się relacja z pierwszej  w historii homoparady w Splicie (z udziałem 200 paradujących oraz 10 000 kibiców Hajduka) oraz innych highlightów czerwca 2011 w Chorwacji. Poza tym - like me on facebook.

Stay tuned. 

czwartek, 15 grudnia 2011

paris, christmas

Czas na kolejną dawkę zdjęć. Ta jest pierwsza od utworzenia strony dla bloga na facebooku. Jeśli chcesz, polub.
/
To all potential international viewers: here's the next intake of photos. This one is first since the creation of facebook fanpage. Like it, if you want.
(English is, and probably will remain discriminated on this page - sorry! At least the photos speak for themselves, hahaha)

* * *

Paryż nie marnuje czasu na siedzenie w kościele, uwielbia za to jarmarki świąteczne. Marchés de Noël można znaleźć prawie w każdej bardziej znanej dzielnicy od połowy listopada, a na nich takie nieśmiertelne klasyki jak vin chaud, nutella crepes czy inne waty cukrowe. Jako paryżanin z deficytem Paryża, skorzystałem z zaproszenia lepiej zakwaterowanych znajomych i odwiedziłem jarmark, który ciągnie się przez pół Champs-Élysées. Zdjęcia stawały się lepsze wprost proporcjonalnie do ilości opróżnionych styropianowych kubków grzanego wina (a przynajmniej fotografowanie stawało się zabawniejsze).


 Świąteczne Champs-Élysées, poglądowo.





Ulica została opanowana przez azjatyckich kucharzu.



You'll never get this.


Marian & Emily.


The famous Eye of Paris (Place de la Concorde)


Gościnni amerykańscy przyjaciele (Emily & Sean)


Najprzyjemniejszym aspektem nadużywania grzanego alkoholu jest nabyta w trakcie tej czynności całkowita odporność na opinię przedmiotu fotografii.


Sprzedawca kasztanów był świetnym modelem pomimo niemego sprzeciwu.


Ostatnie oskarżycielskie ujęcie właścicielki samochodu zaparkowanego na pasach naprzeciwko baru..


..i przedwczesny powrót ostatnim pociągiem ze stacji Charles De Gaulle-Etoile.


To może być tylko Cergy.


Au revoir. Stay with me on facebook ;)